*Cały zdyszany wbiegłem na rynek, przeniosłem się tu z straganu uciekając przed zombie.*
Uhh..puff... ale się zdyszałem...
*Nagle się zgiąłem i złapałem za głowę.*
Wahrr...mój łeb, znowu... Nie mogę się tak wysilać...
*Po chwili ból stopniowo się zmniejsza*
Gdzie... ja jestem? Chyba się zgubiłem.
*Spojrzałem na wielki, zniszczony budynek zwany RATUSZ*
Huh... niezła budowla. Może zajrzę, co tam jest...
*Wyczuwam sporo innych organizmów (śmierdzących :F) nieopodal terenu, tu już tak nie śmierdzi, więc mój węch wyczuwa wroga. Mimo ryzyka kieruje się ostrożnie do ratusza.*

O CH*J! *Przerażony powoli cofam się powoli do tyłu* Dobry zombie, grzeczny zombie... nie jedz mnie ;_;

*Zaskoczony całą tą akcją nie wiem co robić. Wyglądam jak małe dziecko w potrzasku. Zombie zapewne zdziwił się, że ktoś go złapał za dłoń, więc szybko wydostałem się spod niego i w panice uciekam przed sobą, próbując trafić spowrotem do osady.*

Arghh! *Znowu ból głowy, nie wytrzymuje większego wysiłku. Podniosłem się, trzymając za głowę i staram się biec do osady*

E, już po nim, a ja nie dam rady... *Chwila nieuwagi, gdy patrzył na szarpanego człowieka, przez co potknął się o coś i wywrócił w stertę gruzu, co jeszcze bardziej wzmogło jego ból głowy i skulił się. Gruz opadł na niego i lekko przykrył jego ciało.*

*Przysypałem się głębiej w gruzie, by zombie mnie nie ujrzał. Zbyt mocno boli mnie głowa, bym mógł uciekać.*

Następnego dnia.
*Lekko otworzyłem oczy, nie mając świadomości ile czasu tak leżałem. Chyba zemdlałem poprzedniego dnia. Wydobyłem się z gruzu i rozejrzałem dookoła, chcąc już tylko wrócić do obozu.*